Dramat ONI powstał w 1920 roku. Mimo upływu stu lat, nie stracił na aktualności, co zauważył Roman Soroczyński.
Dramat Oni został napisany przez Witkacego, tj. Stanisława Ignacego Witkiewicza, w 1920 roku. Prawdopodobnie inspiracją dla autora stały się rewolucja październikowa i wojna polsko-bolszewicka.
Premiera spektaklu – 29 stycznia 2020 roku – była formą uczczenia 107. rocznicy pierwszego przedstawienia w warszawskim Teatrze Polskim. Przypomnijmy, że był to Irydion Zygmunta Krasińskiego w reżyserii Arnolda Szyfmana – założyciela teatru.
Akcja dramatu Oni rozgrywa się w dworku, którego właścicielem jest Bałandaszka. Razem z nim mieszka jego kochanka, Spika – aktorka teatralna. Bałandaszek jest kolekcjonerem sztuki i sprawia wrażenie, że tylko to go interesuje. Owszem, wykazuje zainteresowanie Spiką, ale jest to jedynie pociąg fizyczny, a wręcz erotomania. Spika oczekuje od niego wykazywania uczuć wyższych. Ich dyskusja została przerwana przez gospodynię, Mariannę, która poinformowała, że w sąsiedztwie zamieszkali tajemniczy „Oni” – tajny, rządzący zakulisowo, rząd.
Konflikt między Bałandaszkiem a Spiką schodzi na dalszy plan, bowiem przedstawiciele „Onych” niemal wdzierają się do dworu. Z rozmów wynika, że są oni zwolennikami Absolutnego Automatyzmu, który w rzeczywistości jest odmianą totalitaryzmu. Ich program obejmuje wprowadzenie powszechnej kontroli społeczeństwa i odgórnego sterowania nim. Edukacja ma być prowadzona za pomocą sztuki – oczywiście, o odpowiednim zabarwieniu ideologicznym.
Pamiętajmy, że dramat powstał w obliczu zagrożenia ze strony bolszewików. Przyszłość pokazała, że Witkacy miał rację: w latach trzydziestych XX wieku totalitaryzmy o różnym obliczu doszły do władzy. Ich efektem była II wojna światowa, na początku której Witkacy popełnił samobójstwo.
Ale koniec wojny nie był końcem totalitaryzmu. Wręcz przeciwnie.
Kiedy oglądałem spektakl, z tyłu głowy pojawiały się różne porównania.
Niestety, wiele z nich dotyczyło całkiem współczesnych zjawisk.
Bo jak nazwać niszczenie starożytnych posągów Buddy przez talibów?
Jak odnieść się do narzucania właściwych ideologicznie, acz nie zawsze kompetentnych, dyrektorów teatrów i muzeów w dzisiejszej Polsce?
Wiele osób widzi współczesny kryzys demokracji, ale trudno znaleźć właściwy pomysł na nowy ład świata. Stąd coraz powszechniejsze staje się poczucie zagrożenia, że dostaje się on w ręce szaleńców i manipulatorów.
Czy samo odczucie wystarczy?
Rozbawiło mnie, kiedy jeden z bohaterów spektaklu stwierdził, że rozwój technologii pozwoli na zbliżenie się ludzi do siebie. Czy tak się stało w istocie?
Popatrzmy choćby na pary, które podczas randek w kawiarniach są zatopione w swoich telefonach. Rzadko w swoich artykułach zamieszczam dłuższe cytaty.
Tym razem nie powstrzymam się. Oto fragment bardzo ciekawej diagnozy, przedstawionej przez autorkę dramaturgii spektaklu, Joannę Kowalską:
Żyjemy w czasach czwartej rewolucji przemysłowej, gdzie najważniejszą wartością i walutą została informacja. Automatyzacja, przetwarzanie i wymiana danych, wykorzystanie sieci neuronowych sprawiło, że wkroczyliśmy w wiek zanikania granicy pomiędzy ludźmi i maszynami. Czy nie spełniło się marzenie futurystów z początku XX wieku o tym by „dzięki maszynie i w maszynie dokonał się współczesny dramat ludzki.”? Rozwój nowych technologii jest tak szybki, że przestajemy go rozumieć. Nieodwracalne zmiany w sposobie naszego funkcjonowania i doświadczania rzeczywistości nie są przyszłością, ale już nastąpiły. Zagrożenia i możliwości nowych technologii mieszają się tak bardzo, że trudno odróżnić je od siebie. W obliczu tych zmian sztuka przestaje być jednostkowym dziełem indywiduum. Obecnie stajemy przed pytaniem czy maszyna może stać się autorem, artystą. Gdy za pomocą algorytmów sztuczne inteligencje będą w stanie wygenerować kolejną symfonię Beethovena czy nową płytę The Doors jakością porównywalną z oryginałem, nie będziemy w stanie odróżnić ludzi od maszyn. Być może w obliczu całkowitego prześwietlania człowieka i sprowadzenia go do informacji i danych, jedynym zakłóceniem porządku jest sztuka złożona z irracjonalnych niepoliczalnych impulsów indywidualnego doświadczenia jednostki. Dlatego sztukę indywidualną trzeba usunąć całkowicie. Być może wtedy ziści się marzenie wielu koncernowych dyrektorów, by człowiek stał się całkowicie przewidywalną, obliczalną konsumencką masą – w pełni, jak powiadał Witkacy, zautomatyzowaną. O tym są nasi dzisiejsi „Oni”.
(cyt. z programu spektaklu)
Na szczęście automaty nie zastępują jeszcze aktorów!
Często chwalę Teatr Polski w Warszawie za świetną dykcję osób grających w spektaklach. W tym spektaklu czasem wykorzystywano mikroporty, ale tylko po to, aby zaakcentować głosy „Onych”.
Ruch sceniczny był dopracowany do perfekcji: aktorzy udowodnili, że nawet najbardziej intymne sytuacje można pokazać w sposób stwarzający widzom pole do interpretacji. Dodam do tego świetną muzykę i scenografię.
Moim zdaniem, spektakl powinni obejrzeć wszyscy – włącznie ze zwolennikami autorytarnych rozwiązań.
Oni
premiera: 29 stycznia 2020 r.,
Scena Kameralna Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie
- Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
- Reżyseria Piotr Ratajczak
- Scenografia i reżyseria światła Marcin Chlanda
- Kostiumy Robert Woźniak – Grupa Mixer
- Muzyka Dominik Strycharski, Mateusz Boruszczak
- Dramaturgia Joanna Kowalska
- Choreografia Arkadiusz Buszko
- Asystent reżysera, inspicjent Przemysław Pawlicki
- Asystentka scenografa Anna Kolanecka
- Sufler Małgorzata Ziemak
- Producentka wykonawcza Magdalena Mróz
- Obsada:
Tomasz Drabek – Kalikst Bałandaszek
Hanna Skarga – Spika Tremendosa
Dorota Bzdyla (AT) – Marianna Splendorek
Antoni Ostrouch – Melchior Abłoputo
Bartosz Włodarczyk (AT) – Gliwuś Kretowiczka
Katarzyna Strączek – Protruda Ballafresco
Tomasz Błasiak – Salomon Prangier
Kaja Kozłowska (AT) – Rosika Prangier
Adam Cywka – Seraskier Banga Tefuan