Czy to się komuś podoba, czy nie, na ekrany wraca najokrutniejsza seria w historii kina.
Niskobudżetowa „Piła” z 2004 roku okazała się niebywałym sukcesem. Klaustrofobiczny nastrój, nowatorski pomysł na fabułę oraz zaskakujący finał zyskał wielu fanów. Zostali oni wystawieni jednak na próbę godną pomysłów bohatera serii: co roku, nieprzypadkowo w październiku pojawiał się kolejny film serii. I tak aż sześć razy do 2010 roku. Fabuła powoli zaczynała zjadać swój ogon, a brak pomysłów nadrabiano co raz bardziej zawiłą (często bezsensowną) intrygą, a przede wszystkim krwawymi zadaniami. Najwierniejsi fani jednak pozostali wspominając innowacyjność „jedynki” i tocząc dyskusje o powiązaniach bohaterów w następnych częściach. Kolejne odcinki nie wnosiły za wiele nowego, zmęczenie materiału wymusiło zakończenie serii.
Ale czy można zapomnieć o kurze znoszącej złota jajka? Bracia Michael i Peter Spierig podnieśli rękawicę po 7 latach od ostatecznego rozwiązania serii.
W rzeczywistości filmowej minęło 10 lat od śmierci twórcy makabrycznej gry. Policja otrzymuje jednak jasny przekaz o rozpoczęciu nowej. Kolejne zmasakrowane zwłoki nie pozostawiają wątpliwości. Wyniki sekcji zwłok nieuchronnie wskazują na Johna Kramera, czyli legendarnego Jigsaw (Piłę). Tymczasem w nastrojowej chatce gdzieś na odludziu nieznana sobie piątka ludzi rozpoczyna grę o życie.
Bracia Spierig nie wyważają otwartych drzwi. Idą wytartymi ścieżkami: bohaterowie muszą podejmować dramatyczne decyzje, policja jest tuż tuż ale bez szans na przerwanie gry, a powód obecności bohaterów ujawnia ich mało chwalebną przeszłość. I właśnie ten ostatni element jest w najnowszej wersji najciekawszy: złe uczynki bohaterów faktycznie zasługują przynajmniej na spowiedź i żal za grzechy.
Dużo gorzej jest z samą fabułą, może dlatego że pojawiają się zupełnie nowe postacie. Nie licząc oczywiście Kramera, którego obecność czuć nawet zza grobu.
„Piła: Dziedzictwo” nie przekonana ani krytyków całej serii, ani osób którzy, poniekąd słusznie, uważają że wystarczyłby tylko film z 2004 roku. Ale dla fanów jest pewną nowością, może przynajmniej odciągnie ich od „rozkminiania” poprzednich części.