20 czerwca 2022 roku przy ulicy Leszczyńskiej 4 w Marro Showroom Dobra odbyła się wystawa artystyczno-społeczna Marty Ewy Olbryś, nosząca tytuł „Fetyszyzacja codzienności”.
Projekt skoncentrowany był wokół codziennego formatu uzewnętrznienia wewnętrznych przeżyć i emocji, poprzez fotograficzne kadry połączone z poetyckimi impresjami o życiu. Podczas tego wydarzenia gośćmi były: pisarka, fotografka i antropolożka Weronika Mliczewska, scenarzystka i reżyserka Magdalena Wleklik oraz aktorka Paulina Holtz. Spotkaniu towarzyszył również uroczy występ solistki Zofii Brzezińskiej.
Wystawa eksponowała życie wewnętrzne autorki poprzez połączenie obrazu z tekstem, tworząc mapę zrozumienia jej codziennej drogi i poszczególnych gestów, osób i miejsc. Bazą fundamentalną wystawy była forma czystej i żywej fotografii wrażliwych ujęć codzienności. Zamknięcie w kadrze rytuałów dnia codziennego jest wynikiem zatrzymania się i przefiltrowania rzeczywistości poprzez emocje artystki i spektrum jej osobistych doznań.
Weronika Mliczewska, kuratorka wystawy, podczas rozmowy otwierającej wernisaż, tak opowiedziała o projekcie:
Wielowymiarowość kadrów – w każdym zdjęciu mogę zauważyć kilka płaszczyzn, które gdzieś między sobą współgrają, które się gdzieś ze sobą kłócą. Zderzenie ich jest ciekawe i daje przestrzeń do interpretacji.
Za każdym zdjęciem ukryta jest inna historia, a siła przekazu wyrażona słowem zbliża odbiorcę do głębszej analizy i sposobu myślenia autorki.
Kim jest artysta? Czym różni się od kolekcjonera zdjęć, czy po prostu pasjonata? To jeden z tematów poruszanych podczas rozmowy. Artysta to ktoś, kto dopuszcza innych do swojej wizji świata, niezależnie od formy przekazu. Artysta decyduje, co chce przekazać i za pomocą jakich narzędzi, ale przede wszystkim:
Potrzebna jest odwaga, żeby być artystą. Ten projekt to rodzaj eksperymentu, ale też pewien ekshibicjonizm w odsłanianiu własnej duszy, pokazaniu tego, co jest głęboko w nas, co nas boli, wzrusza, przeraża, daje ulgę czy bawi” – opowiadała Marta. Jest to także przełamaniem mnie samej, mojej nieśmiałości, takiej części mojej osobowości, która na co dzień woli się schować aniżeli być odkryta
– tak opisywała swoją wystawę autorka.
Okazuje się, że często wnętrze artysty (jego rdzeń) jest inne, niż to, w jaki sposób reprezentuje światu swoją zewnętrzną powłokę. Nostalgia, smutek, melancholia, szarość – takie emocje towarzyszyły zdjęciom oraz ich opisom. Nie było w tym nic udawanego, to czyste kadry codziennych sytuacji, które miały to szczęście i zostały uchwycone zwykłego dnia. Ta chwila, w której doceniasz ten „moment” nadaje mu prawdziwą wartość.
Debiut artystyczny Marty Ewy Olbryś w takim wymiarze, był zaproszeniem do jej intymnego świata, którego prawie nikt z nas nie znał, ale z drugiej strony, jak powiedziała sama autorka, każdy z nas ma taki swój wewnętrzny krajobraz, który warto w sobie pielęgnować i się mu z uwagą przyglądać. Praca artystyczna Marty nabrała jednocześnie charakteru zarówno intymnego, jak i uniwersalnego. Dusza na talerzu, utkana z codzienności.